Scena hmm... "biurkowa" poniekąd została zaczerpnięta z książki "Jedenaście minut" autorstwa Paula Coelho. Gorąco polecam!
Ostatnio wybrałem się na koncert. Nudziło mnie ciągłe
przesiadywanie w domu w kompletnej samotności. Gerard cały swój wolny czas
spędzał z Frankiem. Zresztą, nie tylko wolny. Mój starszy brat wolałby umrzeć,
niż stracić choć 5 sekund z ich wspólnej relacji. Nieraz odnosiłem wrażenie, że
jestem totalna ofiarą losu. Co też może być fascynującego w basiście chorym na
astmę, w dodatku w okularach? To i tak nie wszystko. Odkąd tylko sięgam
pamięcią, zawsze byłem nieludzko nieśmiały i strachliwy. Moje lęki były
silniejsze ode mnie samego. Poza tym, od dłuższego czasu cierpiałem na
zaburzenia maniakalno – depresyjne. To ostatnie z całą pewnością nie działało
na moją korzyść. Kto chciałby utrzymywać jakikolwiek kontakt z osobą chorą
psychicznie?
Jak już
wspomniałem, wybrałem się na koncert grupy Queen. Ich pierwotny wokalista –
Freddie Mercury – zmarł przed kilkoma laty. Jednak oni nie zaprzestali
działalności. Na jego miejsce przyjęli nowego. Nazywał się Adam Lambert.
Słyszałem coś o nim, ale nigdy nie słuchałem piosenek w jego wykonaniu.
Wydawało mi się, że raczej nie przypadłby mi do gustu. Co innego współpraca z
taką sławą jak Queen. To radykalnie zmieniało postać rzeczy. Postanowiłem dać
mu szansę. Jedyne, co o nim wiedziałem, to jego wiek (27 lat) oraz, że jest
gejem. Mimo to nigdy nie pomyślałbym, że zainteresuje do osoba o moim
charakterze. Z wyglądu bardzo mnie intrygował. Zawsze widząc jakieś jego
zdjęcia w artykułach, wpatrywałem się w niego godzinami. Te oczy, ten uśmiech.
Były tak nieskazitelnie piękne. Chciałem go poznać, a dzisiejszy koncert
zespołu w naszym mieście uważałem za jedyną szansę, której nie mogłem
zmarnować.
Gdy wszedłem do sali
koncertowej, natychmiast poczułem ogarniającą mnie duchotę. Czułem, jak
zaczynam się dusić od wysokiej temperatury powietrza. Na początku zakręciło mi
się w głowie, ale po chwili wszystko wróciło do normy.
Następnie oślepiły mnie światła
dobiegające wprost ze sceny. Później ogłuszyły mnie dźwięki rozpoczynające
wydarzenie. To było niesamowite. Całe show nie mogło równać się żadnemu innemu.
Queen odtworzyli wszystkie swoje największe przeboje. Muzycy pomimo sędziwego
wieku nadal byli w świetnej w formie. Musze przyznać, że Adam bardzo mi
zaimponował. Nie tylko jako wokalista, ale jako całokształt. Chciałbym kiedyś
się z nim umówić. Nawet, jeśli później miałoby z tego nic nie wyjść.
-Hej. –Usłyszałem czyjść męski
głos za moimi plecami. Obróciłem się i nie wierzyłem to, co zobaczyłem.
-Yy…. hej – odparłem.
-Jak podobał ci się nasz
koncert?
To mnie naprawdę zdziwiło. Adam
podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic rozpoczął rozmowę, podczas gdy ja
wpatrywałem się w niego jak w malowany obrazek.
-Tak, był naprawdę niesamowity.
Brian nadal w formie a ty masz świetny głos.
-Dzięki, staram się. Słuchaj, za
10 minut będę wolny. Co powiesz na wspólną kawę?
-Chętnie.
-Ok. Zaczekaj tu na mnie. Zaraz
przyjdę.
I poszedł. Obróciłem się wokół
własnej osi i odnalazłem ławkę, na której usiadłem. Długo zastanawiałem się,
czy to czasem nie jest sen. Zaczynam marzyć o spotkaniu, a za chwilę fantazja
się spełnia. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale jednak.
Zniecierpliwiony sprawdziłem
godzinę. Niedługo powinien przyjść. Później pójdziemy na kawę, a potem… No
właśnie, co potem? W ogóle o czym mamy rozmawiać? O muzyce? To tak, jakbyśmy
spotkali się tylko po to, żeby rozmawiać o pracy. W takim razie pozostaje mi
spontaniczność. Jakoś to będzie. Nie. Nie może być „jakoś”. Musi być dobrze. A
nawet lepiej. Mam jedyną taką szansę i muszę w pełni ją wykorzystać.
Usłyszałem skrzypienie i
odruchowo popatrzyłem w stronę drzwi do garderoby Adama. Słuch mnie nie mylił.
Właśnie wychodził z pomieszczenia. Ten facet mnie zadziwia. W jednej chwili
wygląda jak prawdziwa gwiazda, brokat lśni na jego ciele. Wszystko tylko po to,
by za chwilę mógł zmienić się na powrót w zwykłego człowieka w ulubionych
jeansach i znoszonej koszulce. Byłem pod niemałym wrażeniem.
-Mam nadzieję, że nie odstraszam
cię moim wyglądem. –Zaśmiał się i wskazał na swój strój. –Wybacz, ale bez
względu na okazję po każdym koncercie tak wyglądam.
-Jest ok. Serio. Idziemy?
-Jasne. Ale wiesz, jestem tu
pierwszy raz i nie znam tego miasta. Nie wiem, gdzie jest jakaś kawiarnia, w
której moglibyśmy usiąść i porozmawiać.
-Spokojnie. Mieszkam tu całe
życie i znam tu świetne lokalizacje na towarzyskie spotkania.
-Więc prowadź. –Mężczyzna podał
mi dłoń i czekał na moją reakcję. Złapałem go i wyszliśmy na zewnątrz. Czułem
jego radość na mój gest.
Dojście do niewielkiej
kawiarenki na rogu ulicy zajęło nam na oko jakieś 10 minut. Zaraz po wejściu i
zajęciu stolika, za oknem rozpętała się ulewa z towarzyszącymi jej piorunami.
Oboje zaczęliśmy pilnie studiować karty menu, po czym przywołaliśmy kelnerkę i
zamówiliśmy dwie kawy.
-Więc co nakłoniło cię by
podejść do mnie? Zwykle ludzie unikają kontaktu z takimi osobami jak ja,
-No nie wiem. Jakoś to samo
wyszło. Przyjaciele mówią mi, że mam dar wyczuwania ludzi. wystarczy
przedstawić mi jakąś osobę i wiem, czy powinienem traktować ją jako wroga czy
raczej przyjaciela.
-Intuicja?
-Można to tak nazwać.
W tym momencie kelnerka z
wymuszonym wręcz uśmiechem postawiła przed nami nasze zamówienia. Niemal
jednocześnie rzuciliśmy się do szklanek i upiliśmy z nich kilka łyków chłodnego
napoju.
-Opowiedz coś o sobie.
Przepraszam, ale nie przedstawiłeś mi się.
-Mikey
– odparłem.
-Mikey. Bardzo ładne imię. Czym
się zajmujesz?
-Niczym szczególnym. gram na
basie.
-Basista? Zawsze interesowała
mnie gra na tych instrumentach.
-Mógłbym kiedyś cię nauczyć,
gdybyś chciał.
-Dzięki. Znam jakieś podstawowe
chwyty, ale pewnie wszystko wypadło z pamięci,
Spotkanie przebiegało w
niezwykle miłej atmosferze. Jak się okazało, niepotrzebnie martwiłem się o brak
tematów do rozmów, bo tych akurat nam nie brakowało. Przeciwnie. Brakowało nam
czasu. Rozmowa tak nas pochłonęła, że obsługa musiała prosić nas o wyjście, bo
zamykali lokal. Uśmiechnęliśmy się przepraszająco, pospiesznie wyszliśmy na
zewnątrz i stanęliśmy pod niewielkim daszkiem chcąc uniknąć zmoknięcia.
-Chyba powinienem wracać. Nie
chcę byś rozchorował się z mojej winy – orzekł Adam. Mi również nie podobała
się wizja leżenia w łóżku całymi dniami. Z drugiej strony nie mogłem pozwolić,
by ta cudowna chwila, której teraz oboje tkwiliśmy tak po prostu się skończyła.
Musiałem szybko coś wymyślić.
-Chodźmy do mnie.
–Zaproponowałem.
-Co?
-Chodźmy do mnie do domu.
Mieszkam niedaleko a mój brat nocuje dziś u znajomych. Zapraszam cię.
-Jesteś pewien? Ledwo się znamy.
Nie chcę być pomyślał, że jestem jakiś nachalny czy coś w tym stylu.
-Wcale tak nie myślę. Jeśli nie
chcesz przyjść, po prostu powiedz.
-Ostatnie zdanie planowałem
wypowiedzieć z nutką smutku i rozczarowania. Sądząc po rozradowanej twarzy
Adama, raczej osiągnąłem efekt daleki od zamierzonego.
-Przyjdę z miłą chęcią.
Stanęliśmy na ganku przed
frontowymi drzwiami. Gerard już wyszedł a ja nie mogłem znaleźć swoich kluczy.
W panice przeszukiwałem wszystkie swoje kieszenie. Brunet widząc moje
zdenerwowanie oparł rękę na moim ramieniu i zapytał:
-Coś się stało? Widzę, że się
denerwujesz.
-Nie, to nic takiego, tylko…
-Tylko?
-Nie mogę znaleźć kluczy do domu
– odpowiedziałem smutno. Poczułem się żałośnie. Nagle Adam włożył swoją
delikatną dłoń do przedniej kieszeni moich jeansów. Nie wiedziałem jakie były
jego zamiary. Po chwili przeszedł mnie dreszcz podniecenia, kiedy dłoń bruneta
pieszczotliwie dotknęła mojego przyrodzenia. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie
tajemniczo a zarazem zadziornie, po czym wyciągnął rękę i zmachał mi zgubą
przed oczami.
-Tego szukałeś?
-Yy… tak. Jak je tam znalazłeś?
-Nazwijmy to magią.
-Z zaskoczeniem kryjącym się w
oczach otworzyłem drzwi. Weszliśmy do środka.
-Rozgość się – powiedziałem.
–Napijesz się czegoś?
-Nie, dzięki. Kawa w kawiarni
wystarczy mi do rana.
Stanąłem w przedpokoju, gdy
ściągałem kurtkę i pozbywałem się butów. Zdecydowanie bardziej wolałem ślizgać
się w skarpetkach po wypastowanych panelach, niż stukać po nich podeszwami.
Poczułem na Kierku ciepło jego oddechu. Przymknąłem lekko powieki, a następnie
odwróciłem się w stronę kochanka na dzisiejszą noc. Doskonale znałem te
zagrywki. Uśmiechnąłem się do przystojnego bruneta, objąłem go w pasie i
musnąłem jego miękkie, nieco wilgotne usta. Wiedziałem, że odwzajemniał mój
gest z niebywałą rozkoszą. Oboje pragnęliśmy od siebie znacznie więcej.
Zabrałem się z rozpinanie jego
paska od spodni. Kiedy już uporałem się z niesfornym dodatkiem, złapałem go za
rękę. Poszliśmy na górę do mojego pokoju. Po szczelnym zamknięciu drzwi,
Lambert przywarł mnie do ściany. Pieścił moje ciało delikatnymi pocałunkami. W
tym samym czasie ja pozbywałem go koszulki i pozostałych części garderoby.
Odniosłem wrażenie, jakby nagle zatrzymał się czas. To wszystko było takie
wspaniałe.
Chwilę później staliśmy twarzą w
twarz, zupełnie nadzy. Ogarniała mnie niezwykła euforia. Zrzuciliśmy wszystko z
blatu mojego biurka. Lambert położył mnie na brzuchu i wszedł we mnie
delikatnie. Czułem go w sobie i czułem jego dłonie na moich ramionach, na
pośladkach i na biodrach, kiedy chwycił mnie mocniej. Po chwili przestał bawić
się w nudne gierki i poruszał się we mnie coraz gwałtowniej i szybciej. Nie
byłem w stanie żadnymi słowami opisać tego, jak błogo się czułem.
Świadomość, że seks z nim
naprawdę sprawia mi wielką przyjemność, była cudowna. Niesamowita. Wszystko
było niesamowite. Czułem każdy centymetr jego nabrzmiałego członka, który z
każdym pchnięciem zanurzał się we mnie coraz głębiej. Miałem wielką ochotę
krzyczeć z rozkoszy.
Nagle ustał. Poczułem to
wspaniałe uczucie, kiedy Adam spuścił się do mojego wnętrza. Mężczyzna przez chwilę
tkwił we mnie nie ruchomo, po czym delikatnie położył się na mnie i pchnął
jeszcze kilka razy. Oboje byliśmy strasznie wycieńczeni.
Wstaliśmy z biurka i położyliśmy
się na łóżku, wtuleni w swe ciała. Nie potrzebowałem teraz niczego bardziej,
niż czuć jego bliskość i ciepło jego ciała. Chciałem wiedzieć, że jest tu,
blisko mnie. Nie potrzebowaliśmy słów. W obecnej chwili były one zupełnie
zbędne. Wystarczyły nam gesty. Splecione palce, uśmiechy, rozmarzone
spojrzenia, na początku przyspieszony a teraz już umiarkowany oddech. Po kilku
minutach takiego wpatrywania się w siebie naciągnęliśmy na siebie kołdrę i
zasnęliśmy w swoich objęciach. Jakie to było wspaniałe uczucie mieć przy sobie
kogoś, na kim mi zależało i komu zależało też na mnie.