poniedziałek, 28 stycznia 2013

5 375.

 Kinguś, to opowiadanie jest specjalnie DLA CIEBIE! Dziękuję Ci za wszystko, co robisz, choć mówię Ci to chyba każdego dnia. Kocham Cię, skarbie <3

Po długiej przerwie powracam (mam nadzieję, ze na dłużej) i prezentuję Wam Adommy'ego - opowiadanie (moje pierwsze!) o miłości Adama Lamberta i jego muzyka Tommy'ego Joe Ratliffa. Serdecznie zapraszam Was do czytania i czekam na komentarze :)

Przy okazji zapraszam również do lajkowania naszej strony na Facebooku (Adommy Polish Fans). Im nas więcej - tym lepiej! :D http://www.facebook.com/pages/Adommy-Polish-Fans/383763148385411





                Podczas, gdy wszyscy muzycy zespołu dawno spali, z pokoju Adama dobiegały radosne śmiechy i okrzyki. Na zegarze dochodziła 3 godzina, jednak ta dwójka najwyraźniej nawet nie myślała o spaniu. Upojeni słodkim smakiem alkoholu i kojącym zapachem kadzideł, siedzieli na podłodze bez końca pogrążeni w rozmowie.
                -Powiedz mi, dlaczego to robisz? –zapytał nagle blondyn.
                -Co dokładnie masz na myśli?
                -Ciebie i twoje zachowanie. Dlaczego rozmawiasz ze mną, pijesz, spędzasz swój wolny czas? Zamiast tego mógłbyś robić masę innych rzeczy. Imprezy na mieście, poznawanie nowych ludzi. Uwielbiasz to.
                -Przeszkadza ci moja obecność obok? –zapytał zdumiony Lambert. Nigdy wcześniej nie pomyślał o tym, że jego osoba może denerwować Ratliffa.
                -Nie! Oczywiście, że nie! –zaprzeczył natychmiast. –Chodzi mi o to, ze reszta zespołu może  i mnie lubi, ale nie okazują mi tego. Trzymają się swoją grupą. A ty jesteś zawsze przy mnie. Wyjaśnij mi to. Wytłumacz, dlaczego poświęcasz dla mnie swoje ulubione rozrywki?
                -Po prostu lubię cię i to wszystko. Uważam, że przyjemny z ciebie koleś i dobry towarzysz do rozmowy. Potrafisz zachować poziom prowadzonej konwersacji i trzymać go tyle, ile trzeba. Nie bierzesz wszystkiego na żarty jak tamci. Dobrze spędza mi się z tobą mój czas. Jeśli masz jakieś inne plany, idź. Nie będę trzymał cię siłą –Adam uśmiechnął się delikatnie, po czym zanurzył swe usta w szklance z whiskey.
                -A te pocałunki na scenie i to wszystko, co robimy? Skąd taki pomysł i czemu akurat ja?
                -Wydajesz się być taki niepozorny. Niby cichy, ułożony chłopiec, ale gdy podejdziesz bliżej czujesz, jaki jest ostry. Bije od ciebie mocny kontrast, a ludzie potrzebują show. Poza tym, zawsze jesteś mocno skupiony na swojej grze. Tancerza mógłby rozproszyć, a dziewczyny sam doskonale wiesz, że odpadają w przedbiegach.
                Tommy zastanawiał się nad wyczerpującymi odpowiedziami Lamberta. Zadawał krótkie pytania, na które oczekiwał równie krótkiej odpowiedzi. Tymczasem brunet rozpowiadał się, jakby ten prosiło o streszczenie swojego życia.   
                Pomimo, że wiedział już wszystko, co chciał wiedzieć, w pewnym sensie nadal czuł jakiś niedosyt. Jego wiedza nie została w pełni zaspokojona, a otrzymane odpowiedzi nie wystarczyły. W głowie Ratliffa wciąż krążyło jedno to samo pytanie: dlaczego ON to robi? Nie ukrywał przed sobą, że Adam był bardzo w jego typie. Również miał świadomość, że nigdy nie będą razem. Potrafił wyobrazić sobie ich dwójkę, ale nie w związku. Zresztą, jak się dowiedział, był dla Adama dobrym przyjacielem i chyba dla nich obojga byłoby lepiej, gdyby tak zostało.
                -Dochodzi czwarta. Chyba powinniśmy się położyć, żeby przypadkiem nie zasnąć na wieczornym koncercie. –Brunet wstał z podłogi , odłożył puste butelki na stolik i zaczynając od bluzy zaczął ściągać z siebie kolejny części garderoby i narzucił na ramiona aksamitny szlafrok.
                Blondyn bardzo chciał zostać dłużej, by móc podziwiać piękne ciało mężczyzny, jednak uznał takie zachowanie za nieodpowiednie i powoli zaczął wycofywać się z pokoju.
                -Masz rację, późno już. Nasza główna gwiazda powinna być wypoczęta i w świetnej formie na wieczorne wydarzenie. Lepiej już pójdę. –pożegnał bruneta lekkim uśmiechem i pociągnął za klamkę od drzwi.
                -Zaczekaj. Jeśli ci to nie przeszkadza, możesz zostać i przespać się tutaj. Z tego co się orientuję, przydzielono ci pokój na samym końcu korytarza, a to dosyć długa droga.
                -Nie zauważyłeś chyba, że w tym pokoju jest jedno łóżko. Jak to sobie wyobrażasz?
                -Cóż, pozostaje ci wanna lub parapet. Jest wystarczająco szeroki dla tak chudego ciała jak twoje. Więc co wybierasz? –Lambert zaśmiał się i klepnął Tommy’ego w ramię. –Możesz wybrać też trzecią opcję i położyć się obok w łóżku. Jest szerokie na pół pokoju, bez problemu się zmieścisz.
                -Blondyn starał się nie okazywać radości, jaką sprawiła mu ostatnia propozycja i chyba osiągnął swój cel. Choć z góry wiedział, że między nimi do niczego nie dojdzie.
                -Chyba jednak skorzystam z miejsca w łóżku.
***
                Leżał bezczynnie okryty kołdrą i wpatrywał się niebo za oknem. Jego granatowa barw powoli rozjaśniała się. Z chwilą, gdy na zegarze wybiła godzina 6:30, przez okno wpadły do pokoju pierwsze promyki Słońca. Były niezwykle oślepiające i Tommy automatycznie obrócił głowę w przeciwną stronę.
                Nagle zauważył coś niepokojącego. Ręka śpiącego obok wokalisty niebezpiecznie zbliżała się w jego kierunku, aż w końcu postanowiła opleść go w pasie. Sparaliżowany własnym zaskoczeniem nie ruszył się z miejsca, nie wiedząc co począć w tej sytuacji. Upewniwszy się, z eto nie jest sen, spróbował delikatnie zabrać dłoń ze swego ciała. Bez rezultatu. Lambert kurczowo trzymał się swej zdobyczy, której nie zamierzał puścić.
                Po chwili brunet przestał gładzić brzuch towarzysza, zaczął wplatać swe palce w jego włosy, by potem zejść niebezpiecznie nisko i wsunąć dłoń pod bieliznę Ratliffa. Oszołomiony takim rozwojem zdarzeń na chciał pozostać dłużny. Niewiele myśląc rozwiązał pasek od szlafroka, błądząc językiem po ciele Lamberta i pieszcząc jego najbardziej wrażliwe miejsca.
                 Z dzikim pożądaniem wpił się w usta Adama. Całował go i pieścił jego podniebienie do utraty tchu. Następnie zdarł z niego całą odzież. Usiadł na nim okrakiem i zaczął bawić się nabrzmiałą męskością partnera, tym samym doprowadzając go do istnego obłędu. Brunet począł wydawać z siebie pomruki rozkoszy, gdy Tommy nachylił się i pocałował czubek trzymanego w dłoni członka. Oplótł go swym językiem i zręcznie włożył sobie do ust. Adamowi zdawało się, że doznał pełnej ekstazy, ale nie znał jeszcze w pełni umiejętności drobnego blondyna.
                Tommy mocno pragnął, by Lambert doszedł w nim. Gdy poczuł zbliżający się moment, usiadł na biodrach bruneta, wbijając paznokcie w jego ciało i unosząc się w górę i w dół. Ich krzyki coraz bardziej przybierały na sile. Nawzajem wykrzykiwali swe imiona. Poczuł zatapiającą się w nim sztywną męskość. Adam był bliski szczytu. Tak bardzo chciał dojść w jego wnętrzu.
                Głośne okrzyki obojga pokryły się z momentem, gdy Tommy poczuł wypływającą z Adama ciecz. Czuł się wspaniale i był spełniony. Nigdy wcześniej nie było mu tak dobrze. Wyczerpany z wszelkich sił, blondyn padł na miejsce obok bruneta. Delikatnie pocałował wargi Lamberta, po czym wtulił się w jego ciało. Poczuł na swoich plecach jego ręce przyciągające Ratliffa bliżej.
                -Tommy?
                -Tak?
                -Oni nie powinni dowiedzieć się o tym. Na pewno nie teraz.
                -Co masz na myśli?
                -Kocham cię, pretty kitty.