niedziela, 4 listopada 2012

1293.

OMG! Jak ja dawno nie pisałam. Myślę, że mogę powiedzieć, iż wena w pewnym sensie powróciła, choć trochę jeszcze kuleje. Przedstawiam Wam historię Gerarda (MCR) i LynZ (MSI) oraz ich perypetie po rozwodzie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, choć moim skromnym zdaniem totalnie rozwaliłam końcówkę. Ali ciiii, może nikt nie zauważy. ; D




                Gerard siedział w pokoju i patrząc w pustą przestrzeń rozlewającą się za oknem wypalał kolejne papierosy. Ja na pierwszy tydzień po sprawie rozwodowej z LynZ i odebraniu mu jedynej córki Bandit był niezwykle spokojny i opanowany.
                Mężczyzna wstał z fotela, na którym dotychczas siedział  i zaczął ubierać buty i płaszcz. Jeszcze nie wiedział co dokładnie zamierzał zrobić, ale coś na pewno. Głowa artysty jakim był nie miała prawa świecić pustkami.
                Wyszedł z mieszkania i powoli zaczął iść w stronę parku, do którego zawsze zabierał córkę. Choć wiedział, że to złudne, to jednak miał nadzieję, że właśnie tam je spotka. Tęsknił za Bandit tak samo jak za LynZ. Był gotów wybaczyć ukochanej zdradę w każdym momencie, nawet teraz.
 Chciał tylko móc znów tworzyć z nimi piękną i kochającą się rodzinę jaką kiedyś byli. Tymczasem ona najwyraźniej tego nie chciała, a on nie chciał do niczego jej zmuszać. Jeśli będąc w takiej sytuacji była szczęśliwa, to nie miał zamiaru niszczyć jej tego spokoju. Najważniejsze było dla niego szczęście byłej żony.
                Idąc do parku zamierzał porozmawiać z brunetką i choć z początku wydawało mi się to głupie, był gotów nawet ją błagać o powrót. Nie musieli drugi raz brać ślubu i na nowo organizować dla wszystkich całego tego cyrku. Wystarczyłoby mu, gdyby po prostu zamieszkali razem, wspólnie spędzali czas i kochali jak dawniej. To były takie cudowne chwile jego życiu i bez wątpienia najlepsze. Dzięki niej ostatecznie skończył z narkotykami i alkoholem, więc mógł powiedzieć, że uratowała mu życie.
                Stanął przed główną bramą parku. Zastanawiał się nad sensem pójścia tam. Nie chciał powtórki z ich ostatniego spotkania, które o mało co nie zakończyło się interwencją policji.
                Zauważył małą brązowowłosą dziewczynkę biegnącą w jego kierunku i uśmiech automatycznie zawitał na jego ustach. Poczuł wszechogarniające go ciepło. Przyklęknął na kolanach i objął dziewczynkę ramionami.
                -Bandit bardzo chciała cię zobaczyć. Od kilku dni nie mówi o niczym innym. Musiałam ulec, nie miałam innego wyboru – kobieta zaprezentowała swój piękny, ale wymuszony uśmiech.
                -Dlaczego po prostu nie zadzwoniłaś?
                -Wiedziałam, że tu będziesz. Kiedyś przychodziliście tu każdego dnia.
                -Tak, to były naprawdę wspaniałe czasy. LynZ, posłuchaj mnie. Ja myślałem nad tym jestem gotów…
                -Nie, nie kończ. Gerard, wszystko jest już skończone i to nie wróci. Przyznaję, że czasami brakuje mi twej bliskości, bo mimo wszystko Jimmy nie jest tak bardzo ciepły i czuły. Z drugiej strony nie chcę wracać do przeszłości i rozdrapywać starych ran, bo wiem, że tym samym będę sprawiała ci coraz to większy ból.
                Czyli znów daje mi jasno do zrozumienia, że nie mam na co liczyć pomyślał smutno. Choć starał się tego nie okazywać, twarz bruneta nagle spochmurniała. Tylko silna wola i osobowość powstrzymały go przed zalaniem się łzami. Nie chciał też, by córka widziała łzy. Była bardzo młoda i jednocześnie bardzo spostrzegawcza i inteligentna. Mogła odebrać to jako oznakę słabości i ostateczną decyzję o poddaniu się. A on chciał walczyć. Chciał walczyć o nią i dla niej i dopóki nie osiągnie obranego sobie celu, na pewno nie odpuści.
                -Skoro to chcesz, niech tak będzie. Jednak chciałbym móc spędzać z Bandit więcej czasu. Brakuje mi jej.
                -Jasne, nie ma sprawy. Ostatnio mamy nawał pracy przy planowaniu kolejnej trasy koncertowej i przyda mi się każda pomoc.
                -Przyjadę po nią jutro rano, pojedziemy na basen i oddam pod koniec weekendu.
               

                Następnego dnia Gerard wstał rozpromieniony na myśl, że najbliższe kilka dni spędzi sam na sam z dzieckiem. Cały czas planował wyjścia, zabawy  i niespodzianki, by był to najlepszy czas w życiu małej szatynki. Bez namysłu ubrał się w pierwsze lepsze ciuchy, które miał pod ręką i pospiesznie wybiegł do samochodu.
                Stanął przed drzwiami domu Jimmy’ego, który otworzył mu drzwi.
                -Cześć, ja po Bandit.
                -Ta, LynZ coś wspominała. Zaraz ją przyprowadzi. –Way zrobił krok do przodu myśląc, że ten wpuści go do środka, jednak ku jego zdziwienia zamknął mu drzwi przed nosem. Zażenowany takim zachowaniem cofnął się i w milczeniu usiadł na schodach. Doskonale wiedział, że Jimmy od pewnego czasu nie toleruje jego obecności, ale taka sytuacja nigdy się nie zdarzała. Zawsze próbowali przynajmniej tworzyć pozory, że dobrze się dogadują. więc o co teraz chodzi?
                -Przepraszam cię za niego. Trochę się ostatnio pokłóciliśmy i nie ma dobrego humoru.
                -Wszystko w porządku? Nie wyglądasz na zadowoloną.
-Tak, wszystko ok. Po prostu źle spałam w nocy. W torbie masz ubrania dla Bandit, jej ulubionego misia i włożyłam też kilka słoiczków z przecierami owocowymi. Jeśli będziesz miał z nią jakieś problemy czy pytania…
                -Lynz, nie zapominaj, że to dalej moja córka. Opiekowałem się nią przez 4 lata. wiem, jak zająć się dzieckiem.
                -No tak, przepraszam. Ale pamiętaj, że w razie pytań czy gdyby coś się stało, dzwoń od razu.
                -Masz moje słowo. Chodź mała, pojedziemy na basen. Trzymaj się, LynZ.
               

                Na basenie było wspaniale. W przeciągu godziny Gerard nauczył córkę pływać, ta na dobre oswoiła się z wodą i za nic nie chciała wracać do domu. Musiał ją przekupywać, żeby w ogóle wyszła z basenu. Przebrał ją w suche ubrania, wysuszył włoski, ubrał w ciepłą kurtkę i wyszli do pobliskiego baru szybkiej obsługi. Tam zjedli zastępczy obiad i udali się z powrotem do domu Gerarda. Wyciągnął z szafy jakiś koc przyozdobiony w kwiaty, na którym oboje się położyli. Po chwili Gee zaczął czytać córce bajki.
                -Ciastka! –krzyknęła nagle mała Bandit.
                -Chcesz ciastko?
                -Tak.
                -Poczekaj tutaj chwilę, sprawdzę w kuchni i czy mam jakieś ciastka.
                Przeszukał w pomieszczeniu wszystkie Półki, szafki i zakamarki, ale nie znalazł dla niej żadnych ciastek. Przecież nie będzie karmił dziecka sucharami sprzed miesiąca. Tak, od czasu, kiedy LynZ wyprowadziła się zabierając ze sobą córkę, Gerard trochę się zapuścił i nie dbał o to, czy jedzenie w jego szafkach jest jeszcze przed czy już po obowiązującym terminie przydatności.
                -Bandit, włączę ci bajki na telewizorze a tymczasem ja szybko pójdę na dół do sklepu po ciastka. Jakie są twoje ulubione?
                -Rogaliki z truskawkami.
                -Dobrze, zaraz przyjdę z twoimi ulubionymi rogalikami, kochanie. –Ucałował córkę na pożegnanie i pospiesznie wybiegł z domu, by nie zostawiać córki zbyt długo bez opieki jakiegokolwiek nadzoru. Nigdy nie postąpiłby tak nieodpowiedzialnie i lekkomyślnie jak teraz. Zależało mu, by spełnić wszystkie jej zachcianki, a przecież nie zostawi jej pod opieką sąsiadki, której nie zna.
                -Gdzie tak pędzisz? –Usłyszał za sobą czyjś głos. Odwrócił się i ze zdziwieniem malującym się na jego twarzy zauważył, że to Jimmy.
                -Jimmy? A co ty tu robisz? Wydawało mi się, że mieliście planować nową trasę koncertową Mindlessów.
                -Mieliśmy, nie mieliśmy… Co cię to obchodzi?
                -Więc przyszedłeś tu w celu…?
                -Żeby zabrać ci Bandit. Nie pozwolę, żeby miała z tobą jakikolwiek kontakt. To samo tyczy się LynZ.
                -O co ci chodzi? Bandit to moja córka i LynZ i to my będziemy decydować co jest dla niej dobre a co nie. Jesteś nikim w jej życiu i nie będziesz o niczym decydował. Dotarło?!
                Na te słowa mężczyzna wyciągnął z kieszeni pistolet i ustawił go na wysokości klatki piersiowej Gerarda. Przez jego umysł przebiegł najczarniejszy scenariusz. On chyba nie miał zamiaru go…. zabić? Nie miał czasu zastanawiać się nad tym i rozważyć wszystkie inne możliwości. Poczuł, jak w jego ciało uderza nagła fala gorąca, a on sam osuwa się na chodnik. ze względu na późną porę dnia na ulicy nie było nikogo, kto mógłby nadjeść mu z pomocą.
Przeraził się. Nic nie powiedział. Po prostu bezwładnie osunął się na ziemię, wypuszczając z oczu ostatnie gorzkie łzy. Zwiódł ich. Zawiódł siebie, LynZ, brata, rodziców, przyjaciół, a  co gorsza, zawiódł również Bandit, której jeszcze poprzedniego dnia obiecał, że zrobi wszystko co w jego mocy, bo ją odzyskać. By wszystko było jak dawniej. Tymczasem on umierał. Nie było dla niego żadnego ratunku, gdyż napastnik celnie trafił z tętnicę. Jego czerwona krew rozlewała się po chodniku.
Ostatkiem sił obrócił się na plecy, bo móc ujrzeć jeszcze triumfalny wyraz twarzy Jimmy’ego. Następnie usłyszał piskliwy sygnał karetki pędzącej w jego stronę. Ostatni już dźwięk.