-Stary, dobrze, że już wszystko w porządku. Martwiliśmy się o ciebie. –Ray podszedł do przyjaciela i poklepał go lekko w ramię tak, by nie sprawić mu bólu. Frank również przyszedł. Jednak nieufnie stał w kącie pokoju i przyglądał się całej sytuacji z boku. Nadal był wściekły na Michaela za to, jak tamtego dnia potraktował Gerarda.
-Frankie,
wszystko gra. Naprawdę. Kiedy Michael trafił do szpitala, wszystko sobie
wyjaśniliśmy i teraz już wszystko jest ok. staraj się o tym zapomnieć. Zrób to
dla mnie, ok.?
-Postaram
się. Ale mam wrażenie, że coś się dzisiaj wydarzy. I raczej nie będzie to miła
niespodzianka.
-Gerard,
możesz nas na chwilę zostawić samych? Chciałbym porozmawiać z Frankiem na
osobności. –Mężczyzna poczuł na swym lewym ramieniu dotyk czyjejś ręki. Była to
ręka jego brata. Nie chcąc się mieszać w nie swoje sprawy, odszedł na bok.
-Frank,
wiem, że wtedy zachowywałem się jak najgorszy idiota świata. Zrozumiałem swój
błąd i choć Gerard wciąż mnie usprawiedliwiał i nie wymagał tego ode mnie, to
przeprosiłem go. Ciebie też powinienem, więc przepraszam.
Frank
nadal stał i ani myślał, by się ruszyć, a co dopiero odezwać. Oboje stali w
długim milczeniu, aż w końcu młodszy skapitulował.
-Witaj
w domu, Michael.
Oboje
wrócili do świętowania. Mieli do tego kilka okazji. Powrót Michaela do domu po
długim pobycie w szpitali, ruszenie śledztwa w sprawie zniknięcia Katie i
odnowione stosunki czwórki przyjaciół. Zdawało się, że już nic nie może
przerwać ich szczęścia, kiedy nagle los postanowił inaczej.
Odezwał
się telefon wiszący w kuchni na ścianie. Gerard zostawił przyjaciół w pokoju i
sam poszedł odebrać.
-Tak,
słucham?
-Czy
rozmawiam z panem Gerardem Wayem? –Zapytał męski głos w słuchawce.
-Tak,
kto mówi?
-Komisarz
Flemons, ze stanowej policji. Odnaleźliśmy zaginioną Katie Harris, jednak nie
mam dla państwa najlepszych wiadomości. Czy pański brat wyszedł już ze
szpitala?
-Tak,
przyjechaliśmy do domu jakąś godzinę temu. Nie rozumiem, skoro Katie się
odnalazła, to co mogło pójść nie tak?
-Proszę
mi wierzyć, to nie jest rozmowa na telefon. Jeśli macie taką możliwość,
przyjedźcie do hangarów na opuszczonym lotnisku na obrzeżach miasta.
-Dobrze,
zaraz tam będziemy. –Gerard odłożył słuchawkę i wróciło pokoju. Nadal nic nie
wywnioskował po tym, co powiedział mu komisarz Flemons.
-Gee,
kto dzwonił? –Ciekawość młodszego Waya nie znała gra nic. Zawsze musiał
wszystko wiedzieć.
-Dzwonił
komisarz Flemons, który prowadził sprawę zaginięcia Katie. Powiedział, że
odnaleźli ją i złapali przestępców, ale nie mają dobrych wieści. W miarę
możliwości mamy przyjechać do starych hangarów na opuszczonym lotnisku.
-Na co
jeszcze czekasz? Jedziemy tam! –Zawyrokował Michael, po czym w ekspresowym
tempie narzucił na siebie ciepłą bluzę i wybiegło samochodu.
-Poczekajcie
tu na nas, ok.? Postaramy się wrócić najszybciej, jak tylko się da.
-Komisarzu
Flemons! Jest pan tu? –Oboje krzyczeli ile sił. Hangary miały potężną
powierzchnię i trudno było kogokolwiek tu znaleźć, nie znając jego dokładnej
lokalizacji.
-Jesteśmy
tutaj! –Usłyszeli niosące się echo. Od razu ruszyli za rozchodzącym się głosem.
-Dzień
dobry. Co się stało? –Zapytał zniecierpliwiony Gerard. Michael był wyczerpany
po powrocie ze szpitala, więc jeszcze do nich dochodził i nie miał możliwości
słyszeć ich rozmowy.
-Złapaliśmy
przestępców, tak samo, jak odnaleźliśmy Katie. Jednak nie udało się nam jej
uratować. Nie mieliśmy na to najmniejszych szans.
-Nareszcie
was dogoniłem. –Wysapał zmęczony chłopak. –Co się takiego sta…ło.
Nie
wierzył w to, co widział. Miał nadzieję, że ktoś podmienił mu okulary i ten
widok nie jest prawdziwy. Widział 5 młodych chłopaków, związanych i skutych
kajdankami, których pilnowało kilka policjantów. Widział komisarza Flemonsa i
jego smutek na twarzy. Widział swojego brata, Gerarda i jego załamanie. Widział
Katie, swoją ukochaną i największą miłość. Miłość, która spoczywała w kałuży
krwi.
Nogi
się pod nim ugięły, a w oczach stanęły łzy. Za chwilę po policzkach zaczęły
płynąć słone krople, który opadały na podłogę. Podszedł Katie i zdrową ręką
uniósł jej głowę. Oczy miała zamknięte, jej ciało było już chłodne i blade.
Jakby ktoś oprószył je mąką czy jakimś innym białym proszkiem. Nie powstrzymał
łez. Był na to za słaby. Niemal przez miesiąc czekał na moment, gdy znajdzie
swoją ukochaną. Gdy znów będzie mógł ujrzeć jej roześmiane oczy, pogłaskać ją
po blond włosach. A nadszedł dzień, w którym doczekał jej śmierci choć
planowali wspólne i długie życie.
Nie
zwracał uwagi na fakt, że właśnie klęczy w kałuży jej własnej krwi. Że oboje są
wymazani czerwoną cieczą. Pochylił się nad nią i ją przytulił. Przytulał ją do
siebie tak długo, dopóki chłód jej martwego ciała nie zaczął przechodzić na
niego. nie miał pojęcia, jak otrząśnie się z największej tragedii, jaka mogła
go teraz spotkać. Nie wiedział, czy w ogóle się z tego otrząśnie.
Tydzień później…
Gerard
postanowił wspierać brata i oboje wybrali się na pogrzeb, by móc ujrzeć ją i
pożegnać po raz ostatni, teraz już na zawsze. Po drodze na cmentarz zajrzeli do
kwiaciarni. Zamiast kupować czerwone lub białe róże czy tradycyjne wiązanki,
kupili wielki bukiet przepięknych frezji, ulubionych kwiatów Katie. Wśród nich
gościły równie 3 słoneczniki, które uwielbiała tak samo. Miały symbolizować ich
dwójkę i ich dziecko, które teraz już nigdy się nie narodzi.
Niegdyś
obiecali sobie, że jeśli umrzeć, to tylko we dwoje. Planowali wspólną,
szczęśliwą przyszłość. Marzyli o ślubie, dziecku, pięknym domu i wspólnym
starzeniu się. Obiecali sobie, że co by się nie stało, umrą razem. Nawet, gdyby
jedno z nich zginęło w wypadku, to drugie popełni samobójstwo.
Michael
złamał obietnicę. Postanowił żyć dalej, ze względu na Katie. Bo choć ta już nie
żyje i jest po drugiej stronie ziemi to wie, że ona by tego nie chciała.
Wolałaby, żeby Michael walczył o swoje i był szczęśliwy. Niekoniecznie z nią,
bo teraz to i tak niemożliwe, ale nawet z inną kobietą przy boku. By tylko był
szczęśliwy i spełniły się wszystkie jego marzenia.
Po
pogrzebie wrócili do domu w milczeniu. Nie byli w nastroju na jakiekolwiek
rozmowy. Michael bez namysłu poszedł do swojego pokoju, by jak najszybciej
rozebrać się z niewygodnego garnituru. Podszedł do lustra i zauważył naklejoną
na nim karteczkę. Zdziwił się, ponieważ sam nic nie naklejał, a poza tym, drzwi
były zamknięte, więc nikt nie mógł wejść. Podszedł bliżej i zerwał zapisany
kawałek papieru.
„Szczęśliwego życia, Mikey. Zawsze będę cię
kochać i na zawsze pozostaniesz w moim sercu. Twoja Katie.”