Następnego dnia w domu panowała idealna cisza. Wczoraj Ray
zgodnie z polecenia Franka zabrał Michaela na posterunek policji. Po powrocie
Ray pojechał do siebie, Frank wyszedł na miasto. Bracia nie odezwali się do
siebie ani słowem. Kolację również zjedli w osobnych pokojach. Gerard był na
wyczerpaniu, ale obiecał przyjacielowi, że się nie podda.
Był
ranek, gdy Gerarda obudziły promienie słońca przebijające się przez rolety
opuszczone w jego pokoju. Niechętnie podniósł się z łóżka i zaczął nasłuchiwać.
Mężczyzna miał idealny słucha. Potrafił wyłapać nawet najmniejszy ruch jego
współlokatora. Teraz nic nie słyszał. Był w domu zupełnie sam.
Brunet
w pośpiechu ubrał się i zszedł na dół do pokoju. Miał nadzieję, że jego zmysł
słuchu pomylił się po raz pierwszy. Że tak naprawdę jego brat spokojnie śpi na
kanapie. Przeszuka dokładnie wszystkie pokoje, strych, piwnicę, łazienkę. Na
koniec poszedł do kuchni. Pusto. Nawet nie zostawił jakiejkolwiek wiadomości. W
tej chwili potrzebował go bardziej, niż Michael potrzebował jego. Chciał z nim
porozmawiać. Wszystko mu wyjaśnić i gdyby tylko zaszła taka potrzeba, również
przeprosić.
Będąc w
kuchni zaparzył sobie swoją ulubioną kawę. Następnie otworzył okno i zapalił
papierosa. Rozglądał się po miasteczku, które zdaje się, że nadal spało. Nagle
usłyszał dźwięk przekręcanego klucza w zamku i otwieranych drzwi. Szybko
wyrzucił papierosa i zamknął okno. Wybiegł do kuchni i zamarł. Przed nim stał
Michael. A raczej ktoś, kto był do niego bardzo podobny. -Boże Michael, co ci się stało?
Młodszy
chłopak wrócił do domu cały poobijany. Niemal z każdego miejsca na twarzy
sączyła się krew. Jego ręce i brzuch zatonęły w fioletowych siniakach. Na oko
miał złamane co najmniej 2 żebra. Ledwo oddychał, o poruszaniu którąkolwiek
częścią ciała nie wspominając.
Gerard
złapał młodszego brata pod ramię i zaprowadził na kanapę. Natychmiast pobiegł
do kuchni i w ekspresowym tempie zrobił mu śniadanie i zaparzył gorącej
herbaty. Rozebrał go z butów i kurtki i przykrył kocem. Następnie wrócił po swoją
kawę i usiadł na fotelu obok brata, załamując się jego wyglądem.
-Dasz
radę zjeść kanapkę? Spróbuj, a ja zadzwonię do lekarza. Koniecznie musi cię
obejrzeć.
-Ge…
Gerard. Prze… Prze… Przepraszam –wyjąkał z trudem.
Gee
obrócił się twarzą do brata i uśmiechnął się lekko. Nie winił go o nic. Był na
tylko głupi, że zawsze usprawiedliwiał jego wybraki na każdy możliwy sposób.
Jednak skoro Michael uznał, że popełnił błąd i pomimo swego obecnego stanu
przeprosił, to znaczy, że wraca dawny Michael.
-Doktorze,
czy będzie z nim wszystko w porządku? –Gerard od początku był cały w nerwach.
Przez telefon kazali mu jak najszybciej przywieźć Michaela do szpitala na
obserwacje i wstępne badania i tak też zrobił. Teraz czekał na efekty.
-Cóż,
wszystkie moje podejrzenia się sprawdziły. Pan Way ma wybity prawy bark,
złamane 3 żebra i zwichnięty prawy nadgarstek. Oprócz tego kostka w lewej nodze
została lekko skręcona, ale nie na tyle, by nie mógł normalnie chodzić.
Natomiast prawą rękę musieliśmy w całości unieruchomić, żebra tak samo. Teraz
pański brat musi zostać u nas na dłuższej obserwacji. Jeśli jego ogólny stan
nie ulegnie pogorszeniu, wypuścimy go do domu za jakieś 3 dni.
Doktor
Nixon był starszym mężczyzną z kilkoma siwymi włosami na głowie. Prowadził
obydwóch Way’ów od dnia ich narodzin, zresztą sam odbierał poród ich matki. Jednak
to, co Gerard usłyszał z jego ust niezbyt go uspokoiło. Nadal nie znał
przyczyny i okoliczności całego zdarzenia. Dlaczego jego brat został pobity?
Wrócił
do sali, w której leżał Michael. Uszkodzoną rękę miał już usztywnioną niemal w
całości. Oprócz tego, wokół jego łóżka plątały się tysiące kabli, stały setki
aparatur i wózek ze szpitalnym paskudztwem, zwanym potocznie jedzeniem.
Podszedł bliżej i odgarnął z jego twarzy kilka zagubionych kosmyków.
-Mikey,
domyślam się, że teraz możesz nie mieć na to siły i ochoty, ale proszę,
opowiedz mi, co się stało? Kto cię pobił? Dlaczego cię pobił? Nawet sobie nie
wyobrażasz, gdy przeszukałem cały dom, a ciebie nie było. Co najgorsze, nie zostawiłeś
mi nawet żadnej wiadomości.
-Ja
tylko chciałem wyjść do sklepu, zrobić jakieś zakupy. Wczoraj na komisariacie
powiedzieli mi, że stoją w miejscu, ponieważ porywacze nadal milczą.
Stwierdziłem, że jeśli zajmę się gotowaniem, to zajmę myśli czymś innym choć na
chwilę. Ale zanim doszedłem do sklepu, ktoś mnie napadł. Było ich trzech.
Wszyscy mieli zamaskowanie twarze, z wyjątkiem jednego. Chyba był ich
przywódcą, bo tylko stał nade mną i cały czas się śmiał. Pozostali kopali mnie
w brzuch i po twarzy. Próbowałem się bronić, ale wtedy wykręcali ręce. Kiedy
już kompletnie straciłem przytomność, musie odejść.
-Pamiętasz
twarz tego kolesia? Mike, mógłbyś naprowadzić policję na tych porywaczy! To
mogli być oni! Mam nadzieję, że tego nie zrobili, ale mogli pozbyć się Katie i
teraz chcieli pozbyć się ciebie. Lub na odwrót.
-Hmmm…
pamiętam, że miał krótkie blond włosy. Miał raczej szczupłą twarz, a z boku po
lewej stronie miał pieprzyka. Był ubrany w dżinsy i sportową koszulkę. Na szyi
miał zawieszony chyba złoty łańcuch z literami DM.
-Świetnie!
Od razu jak tylko wrócę do domu dzwonię na policję. Albo nie. Lepiej będzie,
jeśli tam pojadę. Michael, mamy szansę odnaleźć Katie. Mamy szansę, by wróciła
do domu, byś znów był szczęśliwy jak
wtedy.
-Zaczynasz
doprowadzać mnie do szału. Przestań cały swój czas poświęcać na mnie i zajmij
się wreszcie sobą! Ostatnio byłeś mną tak zajęty, że niemal zapomniałeś o tym,
że żyjesz. Idź gdzieś nie wiem, do parku albo kup nowy komiks czy sam coś
narysuj. Byle byś tylko pomyślał też czasem o sobie. Teraz jestem pod stałą
opieką. Czas, by zajął się mną ktoś inny.
Gerard
długo nie mógł się zdecydować. Z jednej strony, jego brat miał rację. Te całe
poszukiwania tak go pochłonęły, że niemal zapomniał o tym, że on sam żyje. Po
długich namowach zdecydował się opuścić szpital i trochę odpocząć. Rysowanie
zawsze go odprężało. Ale obiecał sobie, że najpierw pojedzie na policję i
opisze całe dzisiejsze zdarzenie.
-Dobrze,
więc gdzie obecnie przebywa pański brat?
-W
szpitalu St. Helen przy Stockhaus Drive. Komisarzu Flemons, jakie są szanse, że
odnajdziecie Katie?
-Tego
nie mogę na razie określić. Póki co mamy podany przez pana rysopis, który
będziemy musieli porównać z rysopisem, jaki poda nam pański brat. Dopiero wtedy
będziemy mogli wprowadzić wszystkie dane do bazy i rozpocząć poszukiwania.
Jednak muszę przyznać, że jesteśmy na coraz lepszej drodze do zakończenia tej
sprawy. Jeśli wszystko przejdzie zgodnie z planem, być może koniec nadejdzie
już w tym tygodniu.
-Cóż, w
takim razie dziękuję. Pójdę już. Do widzenia.
-Do
widzenia. – Odparł policjant, po czym zamknął drzwi komisariatu.
Brunet
wsiadł do samochodu i ruszył w stronę szpitala. Chciał natychmiast opowiedzieć
o wszystkim Michaelowi, że jeśli wszystko się uda, już w tym tygodniu zobaczy
swą ukochaną. Jednocześnie przypomniał sobie postawiony mu dzisiaj zakaz, który
wyraźnie mówił o tym, że ma wrócić do domu i odpocząć. Nie chciał nikomu
sprawiać przykrości, szczególnie bratu, więc skręcił w pierwszą uliczkę i
wrócił do domu.
Ja... piernicze... TO JEST GENIALNE!!! Dominika! Ja sie przy Tobie kryję! Moje "opowidania" przy Twoich to... Gówno. :P
OdpowiedzUsuńJa chce więcej! ;D Jestem z Ciebie dumna córeczko ;*
Singing Dead!
P.S. Pamiętaj! M jest moim mężem i dziwnie sie czuje jak jego dziewczyna w opowiadaniu nie ma mojego imienia ;P
Dzięki mamo ;* Twoich opowiadań nie mogę ocenić, skoro nie chcesz mi dać ich do przeczytania. ;( Następnym razem postaram się, żeby dziewczyna, zona czy kto tam będzie od Mikey'ego miała Twoje imię. ;*
OdpowiedzUsuńHuehuehuehue xD Kiedys sie odważe i pokaże Ci moje baźgroły ;*
UsuńAwwwwwww... Mikey i Barbara... czyż nie cudownie brzmi?? *_*