niedziela, 16 września 2012

1576.

Strasznie mocno przepraszam wszystkich, za cały miesiąc milczenia. Choć wiem, ze wielu Was tu nie ma. Wyszło jak wyszło, ale powracam do Was z najnowszym paringiem (yaoi). Pomysł narodził się w mej małej chorej główce jakiś rok temu i nareszcie udało mi się go ukończyć. Zapraszam na krótkiego one-schocika,w którym występują: Mikey Way i Adam Lambert. :D
Scena hmm... "biurkowa" poniekąd została zaczerpnięta z książki "Jedenaście minut" autorstwa Paula Coelho. Gorąco polecam!




Ostatnio wybrałem się na koncert. Nudziło mnie ciągłe przesiadywanie w domu w kompletnej samotności. Gerard cały swój wolny czas spędzał z Frankiem. Zresztą, nie tylko wolny. Mój starszy brat wolałby umrzeć, niż stracić choć 5 sekund z ich wspólnej relacji. Nieraz odnosiłem wrażenie, że jestem totalna ofiarą losu. Co też może być fascynującego w basiście chorym na astmę, w dodatku w okularach? To i tak nie wszystko. Odkąd tylko sięgam pamięcią, zawsze byłem nieludzko nieśmiały i strachliwy. Moje lęki były silniejsze ode mnie samego. Poza tym, od dłuższego czasu cierpiałem na zaburzenia maniakalno – depresyjne. To ostatnie z całą pewnością nie działało na moją korzyść. Kto chciałby utrzymywać jakikolwiek kontakt z osobą chorą psychicznie?
                Jak już wspomniałem, wybrałem się na koncert grupy Queen. Ich pierwotny wokalista – Freddie Mercury – zmarł przed kilkoma laty. Jednak oni nie zaprzestali działalności. Na jego miejsce przyjęli nowego. Nazywał się Adam Lambert. Słyszałem coś o nim, ale nigdy nie słuchałem piosenek w jego wykonaniu. Wydawało mi się, że raczej nie przypadłby mi do gustu. Co innego współpraca z taką sławą jak Queen. To radykalnie zmieniało postać rzeczy. Postanowiłem dać mu szansę. Jedyne, co o nim wiedziałem, to jego wiek (27 lat) oraz, że jest gejem. Mimo to nigdy nie pomyślałbym, że zainteresuje do osoba o moim charakterze. Z wyglądu bardzo mnie intrygował. Zawsze widząc jakieś jego zdjęcia w artykułach, wpatrywałem się w niego godzinami. Te oczy, ten uśmiech. Były tak nieskazitelnie piękne. Chciałem go poznać, a dzisiejszy koncert zespołu w naszym mieście uważałem za jedyną szansę, której nie mogłem zmarnować.

                Gdy wszedłem do sali koncertowej, natychmiast poczułem ogarniającą mnie duchotę. Czułem, jak zaczynam się dusić od wysokiej temperatury powietrza. Na początku zakręciło mi się w głowie, ale po chwili wszystko wróciło do normy.
                Następnie oślepiły mnie światła dobiegające wprost ze sceny. Później ogłuszyły mnie dźwięki rozpoczynające wydarzenie. To było niesamowite. Całe show nie mogło równać się żadnemu innemu. Queen odtworzyli wszystkie swoje największe przeboje. Muzycy pomimo sędziwego wieku nadal byli w świetnej w formie. Musze przyznać, że Adam bardzo mi zaimponował. Nie tylko jako wokalista, ale jako całokształt. Chciałbym kiedyś się z nim umówić. Nawet, jeśli później miałoby z tego nic nie wyjść.
                -Hej. –Usłyszałem czyjść męski głos za moimi plecami. Obróciłem się i nie wierzyłem to, co zobaczyłem.
                -Yy…. hej – odparłem.
                -Jak podobał ci się nasz koncert?
                To mnie naprawdę zdziwiło. Adam podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic rozpoczął rozmowę, podczas gdy ja wpatrywałem się w niego jak w malowany obrazek.
                -Tak, był naprawdę niesamowity. Brian nadal w formie a ty masz świetny głos.
                -Dzięki, staram się. Słuchaj, za 10 minut będę wolny. Co powiesz na wspólną kawę?
                -Chętnie.
                -Ok. Zaczekaj tu na mnie. Zaraz przyjdę.
                I poszedł. Obróciłem się wokół własnej osi i odnalazłem ławkę, na której usiadłem. Długo zastanawiałem się, czy to czasem nie jest sen. Zaczynam marzyć o spotkaniu, a za chwilę fantazja się spełnia. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale jednak.
                Zniecierpliwiony sprawdziłem godzinę. Niedługo powinien przyjść. Później pójdziemy na kawę, a potem… No właśnie, co potem? W ogóle o czym mamy rozmawiać? O muzyce? To tak, jakbyśmy spotkali się tylko po to, żeby rozmawiać o pracy. W takim razie pozostaje mi spontaniczność. Jakoś to będzie. Nie. Nie może być „jakoś”. Musi być dobrze. A nawet lepiej. Mam jedyną taką szansę i muszę w pełni ją wykorzystać.
                Usłyszałem skrzypienie i odruchowo popatrzyłem w stronę drzwi do garderoby Adama. Słuch mnie nie mylił. Właśnie wychodził z pomieszczenia. Ten facet mnie zadziwia. W jednej chwili wygląda jak prawdziwa gwiazda, brokat lśni na jego ciele. Wszystko tylko po to, by za chwilę mógł zmienić się na powrót w zwykłego człowieka w ulubionych jeansach i znoszonej koszulce. Byłem pod niemałym wrażeniem.
                -Mam nadzieję, że nie odstraszam cię moim wyglądem. –Zaśmiał się i wskazał na swój strój. –Wybacz, ale bez względu na okazję po każdym koncercie tak wyglądam.
                -Jest ok. Serio. Idziemy?
                -Jasne. Ale wiesz, jestem tu pierwszy raz i nie znam tego miasta. Nie wiem, gdzie jest jakaś kawiarnia, w której moglibyśmy usiąść i porozmawiać.
                -Spokojnie. Mieszkam tu całe życie i znam tu świetne lokalizacje na towarzyskie spotkania.
                -Więc prowadź. –Mężczyzna podał mi dłoń i czekał na moją reakcję. Złapałem go i wyszliśmy na zewnątrz. Czułem jego radość na mój gest.

                Dojście do niewielkiej kawiarenki na rogu ulicy zajęło nam na oko jakieś 10 minut. Zaraz po wejściu i zajęciu stolika, za oknem rozpętała się ulewa z towarzyszącymi jej piorunami. Oboje zaczęliśmy pilnie studiować karty menu, po czym przywołaliśmy kelnerkę i zamówiliśmy dwie kawy.
                -Więc co nakłoniło cię by podejść do mnie? Zwykle ludzie unikają kontaktu z takimi osobami jak ja,
                -No nie wiem. Jakoś to samo wyszło. Przyjaciele mówią mi, że mam dar wyczuwania ludzi. wystarczy przedstawić mi jakąś osobę i wiem, czy powinienem traktować ją jako wroga czy raczej przyjaciela.
                -Intuicja?
                -Można to tak nazwać.
                W tym momencie kelnerka z wymuszonym wręcz uśmiechem postawiła przed nami nasze zamówienia. Niemal jednocześnie rzuciliśmy się do szklanek i upiliśmy z nich kilka łyków chłodnego napoju.
                -Opowiedz coś o sobie. Przepraszam, ale nie przedstawiłeś mi się.
                -Mikey – odparłem.
                -Mikey. Bardzo ładne imię. Czym się zajmujesz?
                -Niczym szczególnym. gram na basie.
                -Basista? Zawsze interesowała mnie gra na tych instrumentach.
                -Mógłbym kiedyś cię nauczyć, gdybyś chciał.
                -Dzięki. Znam jakieś podstawowe chwyty, ale pewnie wszystko wypadło z pamięci,
                Spotkanie przebiegało w niezwykle miłej atmosferze. Jak się okazało, niepotrzebnie martwiłem się o brak tematów do rozmów, bo tych akurat nam nie brakowało. Przeciwnie. Brakowało nam czasu. Rozmowa tak nas pochłonęła, że obsługa musiała prosić nas o wyjście, bo zamykali lokal. Uśmiechnęliśmy się przepraszająco, pospiesznie wyszliśmy na zewnątrz i stanęliśmy pod niewielkim daszkiem chcąc uniknąć zmoknięcia.
                -Chyba powinienem wracać. Nie chcę byś rozchorował się z mojej winy – orzekł Adam. Mi również nie podobała się wizja leżenia w łóżku całymi dniami. Z drugiej strony nie mogłem pozwolić, by ta cudowna chwila, której teraz oboje tkwiliśmy tak po prostu się skończyła. Musiałem szybko coś wymyślić.
                -Chodźmy do mnie. –Zaproponowałem.
                -Co?
                -Chodźmy do mnie do domu. Mieszkam niedaleko a mój brat nocuje dziś u znajomych. Zapraszam cię.
                -Jesteś pewien? Ledwo się znamy. Nie chcę być pomyślał, że jestem jakiś nachalny czy coś w tym stylu.
                -Wcale tak nie myślę. Jeśli nie chcesz przyjść, po prostu powiedz.
                -Ostatnie zdanie planowałem wypowiedzieć z nutką smutku i rozczarowania. Sądząc po rozradowanej twarzy Adama, raczej osiągnąłem efekt daleki od zamierzonego.
                -Przyjdę z miłą chęcią.

                Stanęliśmy na ganku przed frontowymi drzwiami. Gerard już wyszedł a ja nie mogłem znaleźć swoich kluczy. W panice przeszukiwałem wszystkie swoje kieszenie. Brunet widząc moje zdenerwowanie oparł rękę na moim ramieniu i zapytał:
                -Coś się stało? Widzę, że się denerwujesz.
                -Nie, to nic takiego, tylko…
                -Tylko?
                -Nie mogę znaleźć kluczy do domu – odpowiedziałem smutno. Poczułem się żałośnie. Nagle Adam włożył swoją delikatną dłoń do przedniej kieszeni moich jeansów. Nie wiedziałem jakie były jego zamiary. Po chwili przeszedł mnie dreszcz podniecenia, kiedy dłoń bruneta pieszczotliwie dotknęła mojego przyrodzenia. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie tajemniczo a zarazem zadziornie, po czym wyciągnął rękę i zmachał mi zgubą przed oczami.
                -Tego szukałeś?
                -Yy… tak. Jak je tam znalazłeś?
                -Nazwijmy to magią.
                -Z zaskoczeniem kryjącym się w oczach otworzyłem drzwi. Weszliśmy do środka.
                -Rozgość się – powiedziałem. –Napijesz się czegoś?
                -Nie, dzięki. Kawa w kawiarni wystarczy mi do rana.
                Stanąłem w przedpokoju, gdy ściągałem kurtkę i pozbywałem się butów. Zdecydowanie bardziej wolałem ślizgać się w skarpetkach po wypastowanych panelach, niż stukać po nich podeszwami. Poczułem na Kierku ciepło jego oddechu. Przymknąłem lekko powieki, a następnie odwróciłem się w stronę kochanka na dzisiejszą noc. Doskonale znałem te zagrywki. Uśmiechnąłem się do przystojnego bruneta, objąłem go w pasie i musnąłem jego miękkie, nieco wilgotne usta. Wiedziałem, że odwzajemniał mój gest z niebywałą rozkoszą. Oboje pragnęliśmy od siebie znacznie więcej.
                Zabrałem się z rozpinanie jego paska od spodni. Kiedy już uporałem się z niesfornym dodatkiem, złapałem go za rękę. Poszliśmy na górę do mojego pokoju. Po szczelnym zamknięciu drzwi, Lambert przywarł mnie do ściany. Pieścił moje ciało delikatnymi pocałunkami. W tym samym czasie ja pozbywałem go koszulki i pozostałych części garderoby. Odniosłem wrażenie, jakby nagle zatrzymał się czas. To wszystko było takie wspaniałe.
                Chwilę później staliśmy twarzą w twarz, zupełnie nadzy. Ogarniała mnie niezwykła euforia. Zrzuciliśmy wszystko z blatu mojego biurka. Lambert położył mnie na brzuchu i wszedł we mnie delikatnie. Czułem go w sobie i czułem jego dłonie na moich ramionach, na pośladkach i na biodrach, kiedy chwycił mnie mocniej. Po chwili przestał bawić się w nudne gierki i poruszał się we mnie coraz gwałtowniej i szybciej. Nie byłem w stanie żadnymi słowami opisać tego, jak błogo się czułem.
                Świadomość, że seks z nim naprawdę sprawia mi wielką przyjemność, była cudowna. Niesamowita. Wszystko było niesamowite. Czułem każdy centymetr jego nabrzmiałego członka, który z każdym pchnięciem zanurzał się we mnie coraz głębiej. Miałem wielką ochotę krzyczeć z rozkoszy.
                Nagle ustał. Poczułem to wspaniałe uczucie, kiedy Adam spuścił się do mojego wnętrza. Mężczyzna przez chwilę tkwił we mnie nie ruchomo, po czym delikatnie położył się na mnie i pchnął jeszcze kilka razy. Oboje byliśmy strasznie wycieńczeni.
                Wstaliśmy z biurka i położyliśmy się na łóżku, wtuleni w swe ciała. Nie potrzebowałem teraz niczego bardziej, niż czuć jego bliskość i ciepło jego ciała. Chciałem wiedzieć, że jest tu, blisko mnie. Nie potrzebowaliśmy słów. W obecnej chwili były one zupełnie zbędne. Wystarczyły nam gesty. Splecione palce, uśmiechy, rozmarzone spojrzenia, na początku przyspieszony a teraz już umiarkowany oddech. Po kilku minutach takiego wpatrywania się w siebie naciągnęliśmy na siebie kołdrę i zasnęliśmy w swoich objęciach. Jakie to było wspaniałe uczucie mieć przy sobie kogoś, na kim mi zależało i komu zależało też na mnie.