czwartek, 20 grudnia 2012

1296.

Dziś specjalna dedykacja dla Julki i Kingi
Kinga- wiem, że dla Ciebie miało być yaoi, postaram się wymyślić coś przez święta a to na pocieszenie. ;*
Julka - będzie dobrze, tylko musisz w to uwierzyć i zacząć o to walczyć. ;*
Z góry przepraszam na błędy, pisałam to do 1:30 w nocy <znowu> i nie chciało mi się już poprawiać błędów.



-Podjęłam decyzję. Jesteś ważną osobą w moim życiu, ale nie masz na to wpływu. Choć raz chcę udowodnić samej sobie, że nie boję się podejmowania poważnych kroków. Przykro mi, ale to koniec. Kocham cię.
W dłoni czarnowłosej piękności zabłyszczało srebrne ostrze. Dziewczyna cofnęła się na kilka kroków, wyczuwając pod stopami granicę między dachem a przepaścią. Jednym zwinnym ruchem przecięła oba nadgarstki. chciała zapamiętać ostatni widok – łzy bólu i cierpienia swojej partnerki. Poczuła lekkie ukłucie w sercu, ale było już za późno. Zmrużyła lekko powieki i wykonała ostateczny krok.
Czuła ulgę rzucając się z jednego z licznych drapaczy chmur. Nareszcie nadszedł koniec jej cierpień. Za chwilę miał nastąpić kres smutkom, radościom, marzeniom i wszystkim innym emocjom.
Ostatni raz w tym wcieleniu miała okazję zaznać chłodu wywołanego podmuchami wiatru. Nadszedł dla niej czas pożegnania z niebem, słońcem, naturą, ludźmi. Krew spływająca s nadgarstków sprawiała jej ból. Wiedziała, że za moment uderzy o beton z niewyobrażalną siłą.
Wokół niej zbiorą się ludzie, ktoś zadzwoni po pogotowie. Niedługo nadciągną sanitariusze, a ona umrze w karetce w drodze do najbliższego szpitala. Będą próbowali reanimacji, która ostatecznie nie przyniesie efektu i odłącza aparaturę, notując w kartotece godzinę zgonu. Reszta ją nie interesowała. Przebieg pogrzebu był jej obojętny. Miała tylko jedno marzenie, by zamiast łzawych pieśni i psalmów zagrano metalową balladę.
Nagle ból i głuchy odgłos zawitały w ciele i umyśle nastolatki. Potworne uczucie rozlewała się po jej organizmie, od głowy zaczynając i na połamanych kościach kończąc. Jedno ze złamanych żeber musiało przebić płuco. Miała problem ze złapaniem oddechu a metaliczny posmak czerwonej cieczy zawitał w ustach brunetki. Dusiła się, ale instynkt samozachowawczy do tej pory się nie uruchomił. Leżała bezwładnie, bo przechodnie nie ruszyli jej ciała, bojąc się jeszcze bardziej je uszkodzić. Jeszcze raz usłyszała paniczne krzyki kobiet, płacz dzieci i z lekkim uśmiechem na twarzy zapadła w wieczny sen.
***
Kiedy się „obudziła” wszystko ją bolało. Podniosła ręce do góry i przetarła zmęczone oczy. Ujrzała coś, czego się nie spodziewała. Przed jej oczami chodzili ludzie. Każdy zajęty swoimi sprawami, ale mimo to mieli dość czasu, by stanąć na chwilę  i porozmawiać ze sobą.
To przypominało młodej dziewczynie małe i zapomniane miasteczko, do którego nikt nie zagląda. Usłyszała za sobą czyjś głos, a obok zauważyła szczupłe nogi odziane z czarne trampki. Odwróciła głowę i spostrzegła dziewczynę. Blondynka była mniej więcej  jej wieku i wydała się być bardzo miłą osobą. Nim zdążyła jakoś zareagować, towarzyska podała jej rękę na przywitanie.
-Witaj. Jestem Brooke. Widać, że jesteś tu nowa. Chodź, oprowadzę cię i poznam z innymi.
-Chwila, kim ty jesteś? Gdzie ja jestem?
-To jest Niebo.
-Niebo? a gdzie brama wykłuta ze złota? Gdzie św. Piotr? Gdzie cała reszta?
-Widzisz, to nie jest Niebo jak z opowiadań naszych babć i księży. To jest inne, tylko dla tych, którzy gotowi byli samodzielnie odebrać sobie życie. Dla takich jak ty. Każdy, kto się tu znajduje jest samobójcą i każdy został z nim z innego powodu.
-Czy nie powinnam trafić do Piekła?
                -Powinnaś. Tak jak my. Ale Bóg okazał się na tyle dobry i miłosierny i uznał, że to będzie zbyt wysoka kara. Tamto drugie Niebo również istnieje. ale my mamy ograniczone umiejętności. nie możemy stać się Aniołami Stróżami, zejść na Ziemię, komunikować się z żywymi. Nie możemy stąd wyjść, ale możemy ich obserwować.
                Nowo przybyła rozejrzała się wokół siebie. Nowe miejsce wydało jej się niezwykle interesujące. Było ciche, spokojne, nikt nie miał do siebie o nic pretensji a co najważniejsze, bez problemu można było tu znaleźć zaciszne miejsce, tylko dla siebie. Spodobało jej się i chciała tu zostać na zawsze.
                Przypomniała sobie, że do tej pory się nie przedstawiła. Zrobiło jej się z tego powodu strasznie głupio i miała wrażenie, że lekki rumieniec zawstydzenia wstępuje na jej policzek.
                -Przepraszam, nawet się nie przedstawiłam. Mam na imię Kate.
                -Masz bardzo ładne imię. Opowiedz jak tu trafiłaś.
                To nie było przyjemne wspominać ostatnich wydarzeń z życia, ale brunetka nie chciała wyjść na niekulturalną. Pomyślała, że jeśli zrobi to teraz, później będzie miała spokój i nie będzie musiała więcej o tym rozmawiać. Siadając na ławce złapała głęboki oddech i zaczęła opowiadać swoją historię.
                -Nie miała rodziców. Byli wpisani tylko na papierze, w rzeczywistości ani odrobinę się mną nie interesowali. Oboje pili, czasem pod moją nieobecność wchodzili do pokoju i kradli mi papierosy. W szkole była wytykana palcami jak chodzący dziwoląg. Moim szkolnym koleżankom nie podobało się to, że słucham  innej muzyki, mam inne upodobania i nie obchodzą  mnie ciągłe plotki o modzie i chłopakach. Miałam dziewczynę, kilkoro bliskich przyjaciół, których poznałam przez Internet i swój pokój. To wystarczyło mi do szczęścia. Kilka miesięcy temu ojciec zaczął zamykać mnie w piwnicy na dole budynku. Bałam się, ale z drugiej strony nie opuszczała mnie nadzieja, że kiedyś mnie wypuści. Po jakimś czasie przychodził do mnie na noc. Zaczęło się od dotykania w najróżniejszych częściach ciała, najpierw przez ubranie. Potem kazał mi się rozbierać i zmuszał mnie, bym również jego dotykała. Kiedy się sprzeciwiałam, bił mnie a potem gwałcił. Nikomu o tym nie mówiłam, bo czułam wstręt, odrazę i obrzydzenie przed samą sobą. Wieść, że po ostatnim gwałcie zaszłam w ciążę przerosła mnie. Wiedziałam, że sobie nie poradzę. Nie zdobyłabym pieniędzy na usunięcie. Nie potrafiłabym też urodzić tego dziecka i oddać go do adopcji, a co dopiero wychować czy zostawić gdzieś na pastwę losu. To był ten decydujący moment, kiedy po raz pierwszy zachowałam się jak totalna egoistka i postanowiłam z tym skończyć.
                Zapadła cisza. Obie nastolatki siedziały obok siebie na ławce, każda wpatrywała się w rosnące nieopodal drzewa. Historia Kate zupełnie zaskoczyła niską blondynkę; nie spodziewała się takich wyznań. Ciężko było jej cokolwiek powiedzieć czy zrobić.
                -Myślisz, że to była dobra decyzja? –zapytała w końcu.
                -Nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Jedyne, nad czym wtedy myślałam to sposób, w jaki to zrobić. Było ciężko i nie mogłam się przemóc, ale w końcu zrobiłam to. Do teraz jest mi źle po tym, jak zobaczyłam łzy w oczach Nicki, mojej dziewczyny. Żałuję, że nie podałam jej powodu dla którego chciałam to zrobić. Zostawiłam ją w niewiedzy i pewnie będzie miała mi to za złe, że odeszłam tak bez słowa i skazałam ją na widok mojej śmierci. Ale wierzę w nią. Z czasem pogodzi się z tym faktem.
                -Ona się z tym nie pogodzi. Byłaś częścią jej życia i wraz z twoim odejściem odeszła część jej. To bardzo nieprzyjemne uczucie. Masz rację mówiąc, że zachowałaś się jak totalna egoistka. Nie pomyślałaś o niej i o tym, co będzie czuła kiedy to się stanie. Tak samo jak nie pomyślałaś o swoich przyjaciołach. Nawet jeśli znaliście się tylko przez Internet, to i tak dużo.
                Te słowa wywołały w czarnowłosej uczucie niezręczności. Nie myślała o tym w ten sposób. Nie myślała o Nicki i reszcie, o ludziach, którym na niej naprawdę zależało. Myślała o tym, żeby uciszyć własne cierpienie nie patrząc na konsekwencje.
Zrobiło jej się strasznie głupio. Znowu. Miejsce, w którym się znalazła przestało wydawać się jej takie przyjemne. Wydawało jej się, że trafiła do złego miejsca i w złem czasie. Chciała to naprawić, ale nie mogła. Nie dało się. Miała teraz tak nagle znów pojawić się w świecie żywych? Nawet jeśli ,co dalej? Przyjdzie do mieszkania Nicki, zapuka do jej drzwi powie: Cześć, to ja. Wróciłam. Popełniłam samobójstwo, ale dali mi drugą szansę, bo zrozumiałam swój błąd. Wróćmy do tego, co było kiedyś.
To było takie niedorzeczne. Do jej oczy napłynęły łzy. była przegrana i stała na straconej pozycji. Co mogła zrobić? Nic. Było jej tak bardzo wstyd za swoje lekkomyślne zachowanie. Podeszła do okna, z którego mogła obserwować tamten świat. Zobaczyła ją. Dziewczyna siedziała nad grobem ukochanej składając kilka czerwonych róż. Płakała i nie potrafiła powstrzymać emocji. Strata miłości życia była dla niej zbyt dużym ciosem.
-Przepraszam – wyszeptała na pożegnanie czarnowłosa Kate i odeszła od okna nie mogąc patrzeć na widok cierpiącej Nicki.

niedziela, 4 listopada 2012

1293.

OMG! Jak ja dawno nie pisałam. Myślę, że mogę powiedzieć, iż wena w pewnym sensie powróciła, choć trochę jeszcze kuleje. Przedstawiam Wam historię Gerarda (MCR) i LynZ (MSI) oraz ich perypetie po rozwodzie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, choć moim skromnym zdaniem totalnie rozwaliłam końcówkę. Ali ciiii, może nikt nie zauważy. ; D




                Gerard siedział w pokoju i patrząc w pustą przestrzeń rozlewającą się za oknem wypalał kolejne papierosy. Ja na pierwszy tydzień po sprawie rozwodowej z LynZ i odebraniu mu jedynej córki Bandit był niezwykle spokojny i opanowany.
                Mężczyzna wstał z fotela, na którym dotychczas siedział  i zaczął ubierać buty i płaszcz. Jeszcze nie wiedział co dokładnie zamierzał zrobić, ale coś na pewno. Głowa artysty jakim był nie miała prawa świecić pustkami.
                Wyszedł z mieszkania i powoli zaczął iść w stronę parku, do którego zawsze zabierał córkę. Choć wiedział, że to złudne, to jednak miał nadzieję, że właśnie tam je spotka. Tęsknił za Bandit tak samo jak za LynZ. Był gotów wybaczyć ukochanej zdradę w każdym momencie, nawet teraz.
 Chciał tylko móc znów tworzyć z nimi piękną i kochającą się rodzinę jaką kiedyś byli. Tymczasem ona najwyraźniej tego nie chciała, a on nie chciał do niczego jej zmuszać. Jeśli będąc w takiej sytuacji była szczęśliwa, to nie miał zamiaru niszczyć jej tego spokoju. Najważniejsze było dla niego szczęście byłej żony.
                Idąc do parku zamierzał porozmawiać z brunetką i choć z początku wydawało mi się to głupie, był gotów nawet ją błagać o powrót. Nie musieli drugi raz brać ślubu i na nowo organizować dla wszystkich całego tego cyrku. Wystarczyłoby mu, gdyby po prostu zamieszkali razem, wspólnie spędzali czas i kochali jak dawniej. To były takie cudowne chwile jego życiu i bez wątpienia najlepsze. Dzięki niej ostatecznie skończył z narkotykami i alkoholem, więc mógł powiedzieć, że uratowała mu życie.
                Stanął przed główną bramą parku. Zastanawiał się nad sensem pójścia tam. Nie chciał powtórki z ich ostatniego spotkania, które o mało co nie zakończyło się interwencją policji.
                Zauważył małą brązowowłosą dziewczynkę biegnącą w jego kierunku i uśmiech automatycznie zawitał na jego ustach. Poczuł wszechogarniające go ciepło. Przyklęknął na kolanach i objął dziewczynkę ramionami.
                -Bandit bardzo chciała cię zobaczyć. Od kilku dni nie mówi o niczym innym. Musiałam ulec, nie miałam innego wyboru – kobieta zaprezentowała swój piękny, ale wymuszony uśmiech.
                -Dlaczego po prostu nie zadzwoniłaś?
                -Wiedziałam, że tu będziesz. Kiedyś przychodziliście tu każdego dnia.
                -Tak, to były naprawdę wspaniałe czasy. LynZ, posłuchaj mnie. Ja myślałem nad tym jestem gotów…
                -Nie, nie kończ. Gerard, wszystko jest już skończone i to nie wróci. Przyznaję, że czasami brakuje mi twej bliskości, bo mimo wszystko Jimmy nie jest tak bardzo ciepły i czuły. Z drugiej strony nie chcę wracać do przeszłości i rozdrapywać starych ran, bo wiem, że tym samym będę sprawiała ci coraz to większy ból.
                Czyli znów daje mi jasno do zrozumienia, że nie mam na co liczyć pomyślał smutno. Choć starał się tego nie okazywać, twarz bruneta nagle spochmurniała. Tylko silna wola i osobowość powstrzymały go przed zalaniem się łzami. Nie chciał też, by córka widziała łzy. Była bardzo młoda i jednocześnie bardzo spostrzegawcza i inteligentna. Mogła odebrać to jako oznakę słabości i ostateczną decyzję o poddaniu się. A on chciał walczyć. Chciał walczyć o nią i dla niej i dopóki nie osiągnie obranego sobie celu, na pewno nie odpuści.
                -Skoro to chcesz, niech tak będzie. Jednak chciałbym móc spędzać z Bandit więcej czasu. Brakuje mi jej.
                -Jasne, nie ma sprawy. Ostatnio mamy nawał pracy przy planowaniu kolejnej trasy koncertowej i przyda mi się każda pomoc.
                -Przyjadę po nią jutro rano, pojedziemy na basen i oddam pod koniec weekendu.
               

                Następnego dnia Gerard wstał rozpromieniony na myśl, że najbliższe kilka dni spędzi sam na sam z dzieckiem. Cały czas planował wyjścia, zabawy  i niespodzianki, by był to najlepszy czas w życiu małej szatynki. Bez namysłu ubrał się w pierwsze lepsze ciuchy, które miał pod ręką i pospiesznie wybiegł do samochodu.
                Stanął przed drzwiami domu Jimmy’ego, który otworzył mu drzwi.
                -Cześć, ja po Bandit.
                -Ta, LynZ coś wspominała. Zaraz ją przyprowadzi. –Way zrobił krok do przodu myśląc, że ten wpuści go do środka, jednak ku jego zdziwienia zamknął mu drzwi przed nosem. Zażenowany takim zachowaniem cofnął się i w milczeniu usiadł na schodach. Doskonale wiedział, że Jimmy od pewnego czasu nie toleruje jego obecności, ale taka sytuacja nigdy się nie zdarzała. Zawsze próbowali przynajmniej tworzyć pozory, że dobrze się dogadują. więc o co teraz chodzi?
                -Przepraszam cię za niego. Trochę się ostatnio pokłóciliśmy i nie ma dobrego humoru.
                -Wszystko w porządku? Nie wyglądasz na zadowoloną.
-Tak, wszystko ok. Po prostu źle spałam w nocy. W torbie masz ubrania dla Bandit, jej ulubionego misia i włożyłam też kilka słoiczków z przecierami owocowymi. Jeśli będziesz miał z nią jakieś problemy czy pytania…
                -Lynz, nie zapominaj, że to dalej moja córka. Opiekowałem się nią przez 4 lata. wiem, jak zająć się dzieckiem.
                -No tak, przepraszam. Ale pamiętaj, że w razie pytań czy gdyby coś się stało, dzwoń od razu.
                -Masz moje słowo. Chodź mała, pojedziemy na basen. Trzymaj się, LynZ.
               

                Na basenie było wspaniale. W przeciągu godziny Gerard nauczył córkę pływać, ta na dobre oswoiła się z wodą i za nic nie chciała wracać do domu. Musiał ją przekupywać, żeby w ogóle wyszła z basenu. Przebrał ją w suche ubrania, wysuszył włoski, ubrał w ciepłą kurtkę i wyszli do pobliskiego baru szybkiej obsługi. Tam zjedli zastępczy obiad i udali się z powrotem do domu Gerarda. Wyciągnął z szafy jakiś koc przyozdobiony w kwiaty, na którym oboje się położyli. Po chwili Gee zaczął czytać córce bajki.
                -Ciastka! –krzyknęła nagle mała Bandit.
                -Chcesz ciastko?
                -Tak.
                -Poczekaj tutaj chwilę, sprawdzę w kuchni i czy mam jakieś ciastka.
                Przeszukał w pomieszczeniu wszystkie Półki, szafki i zakamarki, ale nie znalazł dla niej żadnych ciastek. Przecież nie będzie karmił dziecka sucharami sprzed miesiąca. Tak, od czasu, kiedy LynZ wyprowadziła się zabierając ze sobą córkę, Gerard trochę się zapuścił i nie dbał o to, czy jedzenie w jego szafkach jest jeszcze przed czy już po obowiązującym terminie przydatności.
                -Bandit, włączę ci bajki na telewizorze a tymczasem ja szybko pójdę na dół do sklepu po ciastka. Jakie są twoje ulubione?
                -Rogaliki z truskawkami.
                -Dobrze, zaraz przyjdę z twoimi ulubionymi rogalikami, kochanie. –Ucałował córkę na pożegnanie i pospiesznie wybiegł z domu, by nie zostawiać córki zbyt długo bez opieki jakiegokolwiek nadzoru. Nigdy nie postąpiłby tak nieodpowiedzialnie i lekkomyślnie jak teraz. Zależało mu, by spełnić wszystkie jej zachcianki, a przecież nie zostawi jej pod opieką sąsiadki, której nie zna.
                -Gdzie tak pędzisz? –Usłyszał za sobą czyjś głos. Odwrócił się i ze zdziwieniem malującym się na jego twarzy zauważył, że to Jimmy.
                -Jimmy? A co ty tu robisz? Wydawało mi się, że mieliście planować nową trasę koncertową Mindlessów.
                -Mieliśmy, nie mieliśmy… Co cię to obchodzi?
                -Więc przyszedłeś tu w celu…?
                -Żeby zabrać ci Bandit. Nie pozwolę, żeby miała z tobą jakikolwiek kontakt. To samo tyczy się LynZ.
                -O co ci chodzi? Bandit to moja córka i LynZ i to my będziemy decydować co jest dla niej dobre a co nie. Jesteś nikim w jej życiu i nie będziesz o niczym decydował. Dotarło?!
                Na te słowa mężczyzna wyciągnął z kieszeni pistolet i ustawił go na wysokości klatki piersiowej Gerarda. Przez jego umysł przebiegł najczarniejszy scenariusz. On chyba nie miał zamiaru go…. zabić? Nie miał czasu zastanawiać się nad tym i rozważyć wszystkie inne możliwości. Poczuł, jak w jego ciało uderza nagła fala gorąca, a on sam osuwa się na chodnik. ze względu na późną porę dnia na ulicy nie było nikogo, kto mógłby nadjeść mu z pomocą.
Przeraził się. Nic nie powiedział. Po prostu bezwładnie osunął się na ziemię, wypuszczając z oczu ostatnie gorzkie łzy. Zwiódł ich. Zawiódł siebie, LynZ, brata, rodziców, przyjaciół, a  co gorsza, zawiódł również Bandit, której jeszcze poprzedniego dnia obiecał, że zrobi wszystko co w jego mocy, bo ją odzyskać. By wszystko było jak dawniej. Tymczasem on umierał. Nie było dla niego żadnego ratunku, gdyż napastnik celnie trafił z tętnicę. Jego czerwona krew rozlewała się po chodniku.
Ostatkiem sił obrócił się na plecy, bo móc ujrzeć jeszcze triumfalny wyraz twarzy Jimmy’ego. Następnie usłyszał piskliwy sygnał karetki pędzącej w jego stronę. Ostatni już dźwięk.

niedziela, 16 września 2012

1576.

Strasznie mocno przepraszam wszystkich, za cały miesiąc milczenia. Choć wiem, ze wielu Was tu nie ma. Wyszło jak wyszło, ale powracam do Was z najnowszym paringiem (yaoi). Pomysł narodził się w mej małej chorej główce jakiś rok temu i nareszcie udało mi się go ukończyć. Zapraszam na krótkiego one-schocika,w którym występują: Mikey Way i Adam Lambert. :D
Scena hmm... "biurkowa" poniekąd została zaczerpnięta z książki "Jedenaście minut" autorstwa Paula Coelho. Gorąco polecam!




Ostatnio wybrałem się na koncert. Nudziło mnie ciągłe przesiadywanie w domu w kompletnej samotności. Gerard cały swój wolny czas spędzał z Frankiem. Zresztą, nie tylko wolny. Mój starszy brat wolałby umrzeć, niż stracić choć 5 sekund z ich wspólnej relacji. Nieraz odnosiłem wrażenie, że jestem totalna ofiarą losu. Co też może być fascynującego w basiście chorym na astmę, w dodatku w okularach? To i tak nie wszystko. Odkąd tylko sięgam pamięcią, zawsze byłem nieludzko nieśmiały i strachliwy. Moje lęki były silniejsze ode mnie samego. Poza tym, od dłuższego czasu cierpiałem na zaburzenia maniakalno – depresyjne. To ostatnie z całą pewnością nie działało na moją korzyść. Kto chciałby utrzymywać jakikolwiek kontakt z osobą chorą psychicznie?
                Jak już wspomniałem, wybrałem się na koncert grupy Queen. Ich pierwotny wokalista – Freddie Mercury – zmarł przed kilkoma laty. Jednak oni nie zaprzestali działalności. Na jego miejsce przyjęli nowego. Nazywał się Adam Lambert. Słyszałem coś o nim, ale nigdy nie słuchałem piosenek w jego wykonaniu. Wydawało mi się, że raczej nie przypadłby mi do gustu. Co innego współpraca z taką sławą jak Queen. To radykalnie zmieniało postać rzeczy. Postanowiłem dać mu szansę. Jedyne, co o nim wiedziałem, to jego wiek (27 lat) oraz, że jest gejem. Mimo to nigdy nie pomyślałbym, że zainteresuje do osoba o moim charakterze. Z wyglądu bardzo mnie intrygował. Zawsze widząc jakieś jego zdjęcia w artykułach, wpatrywałem się w niego godzinami. Te oczy, ten uśmiech. Były tak nieskazitelnie piękne. Chciałem go poznać, a dzisiejszy koncert zespołu w naszym mieście uważałem za jedyną szansę, której nie mogłem zmarnować.

                Gdy wszedłem do sali koncertowej, natychmiast poczułem ogarniającą mnie duchotę. Czułem, jak zaczynam się dusić od wysokiej temperatury powietrza. Na początku zakręciło mi się w głowie, ale po chwili wszystko wróciło do normy.
                Następnie oślepiły mnie światła dobiegające wprost ze sceny. Później ogłuszyły mnie dźwięki rozpoczynające wydarzenie. To było niesamowite. Całe show nie mogło równać się żadnemu innemu. Queen odtworzyli wszystkie swoje największe przeboje. Muzycy pomimo sędziwego wieku nadal byli w świetnej w formie. Musze przyznać, że Adam bardzo mi zaimponował. Nie tylko jako wokalista, ale jako całokształt. Chciałbym kiedyś się z nim umówić. Nawet, jeśli później miałoby z tego nic nie wyjść.
                -Hej. –Usłyszałem czyjść męski głos za moimi plecami. Obróciłem się i nie wierzyłem to, co zobaczyłem.
                -Yy…. hej – odparłem.
                -Jak podobał ci się nasz koncert?
                To mnie naprawdę zdziwiło. Adam podszedł do mnie i jak gdyby nigdy nic rozpoczął rozmowę, podczas gdy ja wpatrywałem się w niego jak w malowany obrazek.
                -Tak, był naprawdę niesamowity. Brian nadal w formie a ty masz świetny głos.
                -Dzięki, staram się. Słuchaj, za 10 minut będę wolny. Co powiesz na wspólną kawę?
                -Chętnie.
                -Ok. Zaczekaj tu na mnie. Zaraz przyjdę.
                I poszedł. Obróciłem się wokół własnej osi i odnalazłem ławkę, na której usiadłem. Długo zastanawiałem się, czy to czasem nie jest sen. Zaczynam marzyć o spotkaniu, a za chwilę fantazja się spełnia. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale jednak.
                Zniecierpliwiony sprawdziłem godzinę. Niedługo powinien przyjść. Później pójdziemy na kawę, a potem… No właśnie, co potem? W ogóle o czym mamy rozmawiać? O muzyce? To tak, jakbyśmy spotkali się tylko po to, żeby rozmawiać o pracy. W takim razie pozostaje mi spontaniczność. Jakoś to będzie. Nie. Nie może być „jakoś”. Musi być dobrze. A nawet lepiej. Mam jedyną taką szansę i muszę w pełni ją wykorzystać.
                Usłyszałem skrzypienie i odruchowo popatrzyłem w stronę drzwi do garderoby Adama. Słuch mnie nie mylił. Właśnie wychodził z pomieszczenia. Ten facet mnie zadziwia. W jednej chwili wygląda jak prawdziwa gwiazda, brokat lśni na jego ciele. Wszystko tylko po to, by za chwilę mógł zmienić się na powrót w zwykłego człowieka w ulubionych jeansach i znoszonej koszulce. Byłem pod niemałym wrażeniem.
                -Mam nadzieję, że nie odstraszam cię moim wyglądem. –Zaśmiał się i wskazał na swój strój. –Wybacz, ale bez względu na okazję po każdym koncercie tak wyglądam.
                -Jest ok. Serio. Idziemy?
                -Jasne. Ale wiesz, jestem tu pierwszy raz i nie znam tego miasta. Nie wiem, gdzie jest jakaś kawiarnia, w której moglibyśmy usiąść i porozmawiać.
                -Spokojnie. Mieszkam tu całe życie i znam tu świetne lokalizacje na towarzyskie spotkania.
                -Więc prowadź. –Mężczyzna podał mi dłoń i czekał na moją reakcję. Złapałem go i wyszliśmy na zewnątrz. Czułem jego radość na mój gest.

                Dojście do niewielkiej kawiarenki na rogu ulicy zajęło nam na oko jakieś 10 minut. Zaraz po wejściu i zajęciu stolika, za oknem rozpętała się ulewa z towarzyszącymi jej piorunami. Oboje zaczęliśmy pilnie studiować karty menu, po czym przywołaliśmy kelnerkę i zamówiliśmy dwie kawy.
                -Więc co nakłoniło cię by podejść do mnie? Zwykle ludzie unikają kontaktu z takimi osobami jak ja,
                -No nie wiem. Jakoś to samo wyszło. Przyjaciele mówią mi, że mam dar wyczuwania ludzi. wystarczy przedstawić mi jakąś osobę i wiem, czy powinienem traktować ją jako wroga czy raczej przyjaciela.
                -Intuicja?
                -Można to tak nazwać.
                W tym momencie kelnerka z wymuszonym wręcz uśmiechem postawiła przed nami nasze zamówienia. Niemal jednocześnie rzuciliśmy się do szklanek i upiliśmy z nich kilka łyków chłodnego napoju.
                -Opowiedz coś o sobie. Przepraszam, ale nie przedstawiłeś mi się.
                -Mikey – odparłem.
                -Mikey. Bardzo ładne imię. Czym się zajmujesz?
                -Niczym szczególnym. gram na basie.
                -Basista? Zawsze interesowała mnie gra na tych instrumentach.
                -Mógłbym kiedyś cię nauczyć, gdybyś chciał.
                -Dzięki. Znam jakieś podstawowe chwyty, ale pewnie wszystko wypadło z pamięci,
                Spotkanie przebiegało w niezwykle miłej atmosferze. Jak się okazało, niepotrzebnie martwiłem się o brak tematów do rozmów, bo tych akurat nam nie brakowało. Przeciwnie. Brakowało nam czasu. Rozmowa tak nas pochłonęła, że obsługa musiała prosić nas o wyjście, bo zamykali lokal. Uśmiechnęliśmy się przepraszająco, pospiesznie wyszliśmy na zewnątrz i stanęliśmy pod niewielkim daszkiem chcąc uniknąć zmoknięcia.
                -Chyba powinienem wracać. Nie chcę byś rozchorował się z mojej winy – orzekł Adam. Mi również nie podobała się wizja leżenia w łóżku całymi dniami. Z drugiej strony nie mogłem pozwolić, by ta cudowna chwila, której teraz oboje tkwiliśmy tak po prostu się skończyła. Musiałem szybko coś wymyślić.
                -Chodźmy do mnie. –Zaproponowałem.
                -Co?
                -Chodźmy do mnie do domu. Mieszkam niedaleko a mój brat nocuje dziś u znajomych. Zapraszam cię.
                -Jesteś pewien? Ledwo się znamy. Nie chcę być pomyślał, że jestem jakiś nachalny czy coś w tym stylu.
                -Wcale tak nie myślę. Jeśli nie chcesz przyjść, po prostu powiedz.
                -Ostatnie zdanie planowałem wypowiedzieć z nutką smutku i rozczarowania. Sądząc po rozradowanej twarzy Adama, raczej osiągnąłem efekt daleki od zamierzonego.
                -Przyjdę z miłą chęcią.

                Stanęliśmy na ganku przed frontowymi drzwiami. Gerard już wyszedł a ja nie mogłem znaleźć swoich kluczy. W panice przeszukiwałem wszystkie swoje kieszenie. Brunet widząc moje zdenerwowanie oparł rękę na moim ramieniu i zapytał:
                -Coś się stało? Widzę, że się denerwujesz.
                -Nie, to nic takiego, tylko…
                -Tylko?
                -Nie mogę znaleźć kluczy do domu – odpowiedziałem smutno. Poczułem się żałośnie. Nagle Adam włożył swoją delikatną dłoń do przedniej kieszeni moich jeansów. Nie wiedziałem jakie były jego zamiary. Po chwili przeszedł mnie dreszcz podniecenia, kiedy dłoń bruneta pieszczotliwie dotknęła mojego przyrodzenia. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie tajemniczo a zarazem zadziornie, po czym wyciągnął rękę i zmachał mi zgubą przed oczami.
                -Tego szukałeś?
                -Yy… tak. Jak je tam znalazłeś?
                -Nazwijmy to magią.
                -Z zaskoczeniem kryjącym się w oczach otworzyłem drzwi. Weszliśmy do środka.
                -Rozgość się – powiedziałem. –Napijesz się czegoś?
                -Nie, dzięki. Kawa w kawiarni wystarczy mi do rana.
                Stanąłem w przedpokoju, gdy ściągałem kurtkę i pozbywałem się butów. Zdecydowanie bardziej wolałem ślizgać się w skarpetkach po wypastowanych panelach, niż stukać po nich podeszwami. Poczułem na Kierku ciepło jego oddechu. Przymknąłem lekko powieki, a następnie odwróciłem się w stronę kochanka na dzisiejszą noc. Doskonale znałem te zagrywki. Uśmiechnąłem się do przystojnego bruneta, objąłem go w pasie i musnąłem jego miękkie, nieco wilgotne usta. Wiedziałem, że odwzajemniał mój gest z niebywałą rozkoszą. Oboje pragnęliśmy od siebie znacznie więcej.
                Zabrałem się z rozpinanie jego paska od spodni. Kiedy już uporałem się z niesfornym dodatkiem, złapałem go za rękę. Poszliśmy na górę do mojego pokoju. Po szczelnym zamknięciu drzwi, Lambert przywarł mnie do ściany. Pieścił moje ciało delikatnymi pocałunkami. W tym samym czasie ja pozbywałem go koszulki i pozostałych części garderoby. Odniosłem wrażenie, jakby nagle zatrzymał się czas. To wszystko było takie wspaniałe.
                Chwilę później staliśmy twarzą w twarz, zupełnie nadzy. Ogarniała mnie niezwykła euforia. Zrzuciliśmy wszystko z blatu mojego biurka. Lambert położył mnie na brzuchu i wszedł we mnie delikatnie. Czułem go w sobie i czułem jego dłonie na moich ramionach, na pośladkach i na biodrach, kiedy chwycił mnie mocniej. Po chwili przestał bawić się w nudne gierki i poruszał się we mnie coraz gwałtowniej i szybciej. Nie byłem w stanie żadnymi słowami opisać tego, jak błogo się czułem.
                Świadomość, że seks z nim naprawdę sprawia mi wielką przyjemność, była cudowna. Niesamowita. Wszystko było niesamowite. Czułem każdy centymetr jego nabrzmiałego członka, który z każdym pchnięciem zanurzał się we mnie coraz głębiej. Miałem wielką ochotę krzyczeć z rozkoszy.
                Nagle ustał. Poczułem to wspaniałe uczucie, kiedy Adam spuścił się do mojego wnętrza. Mężczyzna przez chwilę tkwił we mnie nie ruchomo, po czym delikatnie położył się na mnie i pchnął jeszcze kilka razy. Oboje byliśmy strasznie wycieńczeni.
                Wstaliśmy z biurka i położyliśmy się na łóżku, wtuleni w swe ciała. Nie potrzebowałem teraz niczego bardziej, niż czuć jego bliskość i ciepło jego ciała. Chciałem wiedzieć, że jest tu, blisko mnie. Nie potrzebowaliśmy słów. W obecnej chwili były one zupełnie zbędne. Wystarczyły nam gesty. Splecione palce, uśmiechy, rozmarzone spojrzenia, na początku przyspieszony a teraz już umiarkowany oddech. Po kilku minutach takiego wpatrywania się w siebie naciągnęliśmy na siebie kołdrę i zasnęliśmy w swoich objęciach. Jakie to było wspaniałe uczucie mieć przy sobie kogoś, na kim mi zależało i komu zależało też na mnie.